sobota, 31 sierpnia 2013

...

W ostatnim czasie, coraz bardziej przekonuje się, że żyjemy w świecie cholernych egoistów.

Przyszłam na łąkę.. Tu myśli się chyba najlepiej. Cisza, spokój, świeże powietrze.. Siedzę na snopku z Carlosem, czy to nie wspaniałe? Mieć obok siebie kogoś, z kim można pomilczeć.
Szkoda, że nie każdy dostaje taką szansę.. i nie mam tu na myśli człowieka, a psa.

Jest mnóstwo czworonogów, które męczą się na tym świecie, więc dlaczego na siłę utrzymujemy je przy życiu? Czy to właśnie nie jest egoizm?
Dlaczego odbieramy życie tym, którzy nawet nie zdążyli poznać co to jest miłość? przyjaźń?
Dlaczego powołujemy na świat tyle istot, skoro i tak nie pozwalamy im żyć?



Tyle myśli przewijało się przez moją głowę, kiedy po raz pierwszy byłam przy eutanazji.. eutanazji 9 szczeniąt.
Przyszły w koszyku, owinięte w kocyk. Czterodniowe maluchy.. Płaczące, pełzające, szukające matki..
Wzięliśmy je na tył gabinetu..
Ból towarzyszył mi kiedy kolejno do każdego serduszka był wpuszczany środek usypiający. Momentalnie szczeniaki cichły, oddechy stawały się coraz płytsze...
Ja trzymałam w dłoniach czarnego chłopaka. Serduszko biło jak oszalałe.
W tle pojawiła się piosenka Ellie Goulding- Burn... Przechodziły mnie dreszcze..
W mojej głowie ciągle tłoczyły się myśli czy go ratować.. Wszystkie za i przeciw..
W końcu przyszła kolej na niego. W jego drobne ciało została wprowadzona igła...

Ucichł.. Z powrotem trzymałam go w dłoniach, czując już tylko jego serduszko. Jego walczące serduszko.. Z chwili na chwilę, biło coraz słabiej i słabiej.. Oddech ustał.. Serduszko dalej biło.
Łzy napływały mi do oczu.. Jego ciało wiotczało. Przegrywał ze śmiercią.. Serce już też wydawało swoje ostatnie bicie.

Zasnął...
Na zawsze.. [']

Wszystkie maluchy leżały, wydobywając z siebie ostatnie oddechy, wykonując ostatnie ruchy, po raz ostatni wydały z siebie jakikolwiek dźwięk.



W jednej chwili wszystko ucichło! Jakby świat się zatrzymał. Patrzyłam na nie czekając aż któryś wyda z siebie jakiś odgłos, poruszy się.. Lecz nic takiego się nie wydarzyło.


Serce mi pękło..
Tak bardzo chce się pomóc.. uratować.. Lecz nic nie możemy zrobić..

To straszne w jak krótkim czasie człowiek potrafi się przywiązać do stworzenia.. :(

poniedziałek, 1 lipca 2013

Zmiany zmiany zmiany....

Długo mnie nie było i jak zwykle wiele się pozmieniało..

Najważniejsza rzecz...





Tak... Rozchodzi się o tą słodką mordę, która przyjechała do mnie 18 grudnia..


Salsa jest 2 letnią afgańską damą. :)
Trafiła do mnie zupełnie niespodziewanie.. Chyba jak każdy mój afgan. :D
Nie była w najlepszej kondycji, ale dochodzimy do siebie. Lęki powoli zostawiamy za sobą. Dalej walczymy z tymi najgorszymi, ale myślę, że w dalekiej przyszłości wyjdziemy na prostą. :)

Dzień po przyjeździe do nas:
 Zdjęcie po 6 miesiącach:


Sunia jest straszną indywidualistką. Nigdy nie pyta o zgodę, wszystko robi sama.
Kradnie ze stołu, śpi w łóżku, ucieka.. tak tak.. ucieka.. Jest z nami tak krótko, a już dostarczyła nam przygód. Wyobraźcie sobie, że ta mała, niewinna mordka, przeskoczyła przez TRZY! płoty i poszła w długą. !
A potem sterczała pod drzewem próbując dopaść kota.  Taka niby niewinna księżniczka. o.O
W domu jest krainą łagodności, przytula się, zaczepia, patrzy na Ciebie jakby chciała dojrzeć coś jeszcze, coś głębiej. Mam czasem wrażenie, że jej wzrok mnie przenika.

Już pokazała chłopakom kto tu rządzi. :D Ona jest główną dowodzącą w psim stadzie.
Dyziu i Carlos traktują ją jak swoją księżniczkę. :D





W końcu wakacje, więc więcej czasu dla czworonogów i mam nadzieję, dla bloga, którego w ostatnim czasie strasznie zaniedbałam.

Dyziu, mój najwspanialszy pies w ostatnim czasie uspokoił się z niespodziewanymi przygodami. :D
Jakiś czas temu, odkryłam, że smycz go strasznie zamykała, szybko się męczył, a spacery nie były przyjemnością dla niego. Dlatego też chodzimy bez smyczy. ^^ Jestem szczęśliwa patrząc na niego, nieograniczonego, szczęśliwego... całego Dyzia. Trzyma się nogi, nie ucieka. Mój pies ideał <3




Carlos z nieogarniętego szczyla wyrasta na zrównoważonego Lorda.
W prawdzie jeszcze dużo mu do niego brakuje, ale cieszę się, że jest takim radosnym przytulasem. <3



 
Cała trójeczka <3
 
 
 
7 lipca wybieramy się z Carlosem na wystawę, więc prosimy o trzymanie kciuków. :)

Pozdrawiamy blogowiczów,
Malwina, Dyziu, Carlos i Salsa :)

sobota, 15 grudnia 2012

Witajcie. :)

Na początku chciałam przeprosić Was wszystkich za to, że tak rzadko czytam Wasze posty i nie komentuję, ale pamiętam o Was i nadrobię w przerwie świątecznej.. ;)
Inaczej nie dam rady.. Poszłam do Technikum weterynaryjnego i jest straszny nawał nauki.. Praktycznie codziennie wracam do domu o 16, idę z psiakami na spacer, a potem nauka, nauka i nauka. -.-


Ale wróćmy do bloga. :)

W lipcu Dyziu miał operację, która przebiegła prawidłowo..
W listopadzie kolejny zabieg.
Tym razem operacja polegała na wyciągnięciu blaszek, śrubek i drucików z łapy..
A to zdjęcie wykonane po operacji jak jeszcze blondyna trzymała narkoza. :)

Rany zagojone, Dyzia samopoczucie nie do opisania.. To chyba zupełnie inny pies. Jego zachowanie.. Dawno się tak nie cieszył, nie miał tyle energii. To takie wspaniałe, obserwować zmianę zachowania. Tak szybką zmianę.. Jeszcze miesiąc temu był psem melancholijnym, zagubionym gdzieś w swoim świecie.. Przecież nic go nie interesowało.? Przesypiałby całe dnie.. Najchętniej leżałby w ciepełku i miał gdzieś te całe zamieszanie.. 


Teraz jest kompanem zabaw, towarzyszem spacerów. Sam zachęca Carlosa do zabaw i psikusów. ^^
Jak nie pobiega w ciągu dnia to potem śpiewa mi w nocy kołysanki, przez które nie mogę usnąć. :p
Zaczynamy się poznawać na nowo. :D


Carlos...
Co mogę o nim napisać? Jest cudownym, pełnym energii psem, który jest ciekaw całego świata. Jest niezwykle odważny i chętny do współpracy.
Próbujemy się wkręcić amatorsko we frisbee. :D Zobaczymy co z tego wyjdzie. Chłopak jest niesamowicie nastawiony na zabawę, zabawki, szarpanie, więc dlaczego nie spróbować? ;>
Obrasta mi moje "maleństwo". ^^ Ma coraz więcej futerka, a ja więcej pracy. ;P


W wakacje zostaliśmy porządnie przeszkoleni przez Paulę i Ptysia. Dzięki nim przekonałam się, że nie taki diabeł straszny. ;D Odważyłam się spuścić tego oszołoma luzem na polu, czego wcześniej się bałam, bo przecież charta nie spuszcza się na wolnej przestrzeni do 10 miesiąca życia bo ucieka! Bujda! -.- Nie ma w tym nawet grama prawdy..
Na szczęście Paula nas w porę uświadomiła, za co jej ogromnie dziękuję, bo teraz pies trzyma się blisko mnie.. :)

27 października Carlos miał PIERWSZE urodzinki! <3 Zobaczcie jak minęło nam te wspaniałe pół roku. :)
 
http://www.youtube.com/watch?v=eV_CyOBL1_g

Potem 7 listopada Dyziu obchodził swoje TRZECIE urodzinki! <3



Chłopaki mieli wspólną imprezkę ^^ Dyziu zjadł większość torciku, Carlos dba o linię. :P

 
 
 

 
 
 

Zapomniałam się pochwalić!! Carlos na wystawie w Poznaniu ukończył Młodzieżowy Championat Polski!
 
 
 
 
 
Teraz zimowe szaleństwa. Chłopaki kochają śnieg! A ja kocham obserwować ich wspólne harce. <3

Teraz się żegnamy, ale niebawem się odezwiemy. :))

Buziaki dla wszystkich blogowiczów. :)
Malwina, Dyziu i Carliś <3

poniedziałek, 9 lipca 2012

Przepraszam Was bardzo za to, że tak długo nie pisałam, ale w "ostatnim czasie" baaardzo dużo się działo. ^^

Na koniec marca trafiłam do szpitala i nie miałam za bardzo siły i czasu, aby cokolwiek napisać. Potem zaliczanie w szkole, ostatnie poprawki przed zakończeniem roku.. Dużo by mówić.. Ale dojdźmy do najważniejszego wydarzenia. ^^

Po powrocie ze szpitala przeglądałam strony, aby nadrobić zaległości.. Oczywiście nie pomijając serwisów aukcyjnych typu allegro. :)
Natknęłam się na ogłoszenie "5 miesięczny chart afgański".. Co zrobiłam.? Chwyciłam za telefon i zadzwoniłam do Mamy. Kiedy usłyszała o afganie zaśmiała się i rozłączyła.
Grrr. No nic. Poczekałam do jej powrotu, po czym spojrzałam na Nią błagalnym wzrokiem i pokazałam uroczego pieska.

Mama westchnęła i powiedziała, żebym zadzwoniła i zapytała.. Moje serce zabiło szybciej. Nie zastanawiając się wzięłam telefon i zadzwoniłam pod numer podany na ogłoszeniu.
Rozmowa przebiegła bardzo miło i od razu zakochałam się w maluszku.
Oczywiście pobiegłam do Mamy i nie mogłam powstrzymać się od uśmiechu.
Opowiedziałam o szczeniaku i zadzwoniłam do hodowczyni malucha.
Tylko moja Siostra nie bardzo chciała drugiego psiaka. Ale Ona nigdy nie chcę, a potem jest jej najlepszym pupilkiem. ^^
Ale jakoś dała się przekonać. :D
Od tego momentu to już nie były przelewki. Z każdym dniem moje zdenerwowanie wzrastało. Kiedy Pani się nie odzywała traciłam nadzieję. Ale w końcu nadszedł ten dzień..
15 kwietnia o godzinie 22 w moim domu zagościł- CARLOS! <3

Mały słodki dzieciak. Na początku aniołek, który zdobył nas swoim wspaniałym charakterem przytulasa i genialnym wzrokiem kota ze Shreka. ^^
Po kilku dniach pokazał na co go stać. ]:->
Ale i tak jest wspaniałym przyjacielem.
Teraz moje 8-miesięczne "maleństwo", wygląda tak:











Za nami już kilka wystaw. Na naszym debiucie Carlos zdobył ocenę wybitnie obiecującą, najlepsze szczenie i na BIS puppy IV lokatę. ^^
 Oczywiście nie może też zabraknąć zdjęć Dyzia. <3




Z Dyziem byliśmy u weterynarza w sprawie łapki, na którą ciągle kuleje. Okazało się, że Dyziulek ma zwyrodnienie stawu. Próbowaliśmy leczyć to antybiotykami i lekami przewciwbólowymi, ale niestety ten sposób nie działa. Trzeba będzie przeprowadzić zabieg usztywnienia stawu blaszką, dzięki której Dyziu zacznie znów chodzić i nie będzi martwić się bólem.
Data operacji to 17 lipiec. Mam nadzieję, że tym razem obędzie się bez komplikacji.
Trzymajcie kciuki. :)

Niebawem znów damy o sobie znać.

Pozdrawiamy, Malwina, Dyziu i Carlos <3

środa, 28 marca 2012

Pomóżcie...

Ostatnio miałam bardzo mało czasu, dlatego nie było żadnej notki.. Ale jest jeszcze jeden powód, a mianowicie...
Nie mam pojęcia o czym pisać.. Mam potrzebę napisania czegoś sensownego, ale co chwilę się wycofuję..
Dlatego poproszę Was o pomoc.
O czym chcielibyście poczytać? Może chcecie znać moje zdanie na jakiś sensowny temat?

Poza moim problemem to wszystko okej.. :) Szalejemy z Dyziakiem podczas wiosennych spacerków i cieszymy się piękną pogodą..


Pozdrawiam wszystkich i czekam na propozycje! ;)

Dyzio & Malwina

wtorek, 13 marca 2012

Wierny Przyjaciel ♥ Atos ♥

Do tej notki natchnął mnie Dropsik (piesio Dropsikowej).. Przypomina mi on mojego pierwszego.. najwierniejszego przyjaciela. 

Atos [*] 
Zacznijmy od tego, że ja zawsze chciałam kota, a moja siostra psa. A wszystko dlatego, że nie rozumiałam psów. A koty wydawały mi się "łatwiejsze". Wszystko jednak zmienił pies, który pewnego ranka pojawił się w naszym domu.. Mama z ojcem, przywieźli z giełdy małą czarno-brązową kulkę, która wyglądała na słodkiego pulpecika do miziania. ^ ^
Kiedy to małe, słodkie stworzenie przyjechało do domku, oczywiście, piski, wrzaski bo mamy małego pieska! <3 Miałam wtedy 7 lat..
Trzeba wymyślić dla niego imię.. Burza mózgów.. Sid, Brutus, Pulpet, Maleństwo.. A może po prostu ATOS?!
A niech będzie Atos.

Okazał się nie tylko przytulanką, ale i wspaniałym kompanem do zabaw i odkrywania świata..
Otworzył mi oczy i pokazał, jak wspaniałym stworzeniem jest pies. Wzajemnie się uczyliśmy, wspieraliśmy się.
Stwierdziłam, że czegoś go nauczę.. Nauczyłam go "siad", "leżeć", "łapa", "hop", "nie rusz", "gdzie jest pańcia?!"
Z Atosem to była sama przyjemność.
Kiedy poszłam z nim na spacer nie bałam się odpiąć smyczy, nawet gdy byłam bardzo blisko ulicy.. Zawsze przychodził na zawołanie. Nawet czasami wychodziliśmy kompletnie bez smyczy.. Wiedział gdzie iść, znał wszystkie tereny.. Czasem nawet sam wybierał się na wycieczkę. Wtedy wszyscy domownicy biegali po całym podwórku, po najbliżesz okolicy, a Atosik, jak gdyby nigdy nic, wracał sobie spacerkiem do domu, zaczepiając wszystkich po kolei z miną "Pogłaskaj mnie".
Był strasznie milusiński i całuśny do wszystkich ludzi.
Gdy ktoś przechodził obok płotu, Atos stawał na tylnych łapkach i merdał swoim kikutkiem.. Nie miał już ogonka gdy do nas trafił.
Zawsze chciała, aby Atos miał towarzysza do zabaw. Jednak Mama nie chciała się zgodzić.
Mijały lata, a nasze więzi się powiększały. Wspólne wypady na pole.. zabawy.. szaleństwa..
Kiedy w wakacje pojechałam na obóz, Atos był pod opieką babci. Tęsknił wtedy.. Szukał..
Niestety po powrocie wszystko zaczęło się psuć. Atosik był strasznie osowiały, chwiał się.. jego stan pogarszał się z dnia na dzień. Wymiotował, robił czarną koope.
Gdy jadłam obiad usłyszałam straszny huk. Atos w tym czasie był na dworze.
Szybko pobiegłam na dwór, skąd dobiegał hałas. Pod schodami zobaczyłam moje maleństwo, które leżało i nie reagowało na nic. W łzach, zaniosłam go do chłodnego pomieszczenia. Nie chciał nawet pić. O jedzeniu nie było mowy. Byłam przy nim, ale wiedziałam, że to się dobrze nie skończy. Mama szybko zadzwoniła do weterynarza.. Atos dostał mnóstwo leków. zastrzyków. To go "wyrwało z rąk śmierci".
Następnego dnia pojechaliśmy od razu do weterynarza. Tam podawali Atosikowi kroplówki. Gdy już mieliśmy wychodzić, wyczułam u miśka bardzo twardy brzuch.. Powiedziałam to doktorowi. Trzeba było zrobić zdjęcie. Gdy zobaczyliśmy co tam było, wstrzymaliśmy oddech.. W brzuchu guz, wielkości piłeczki do tenisa.
Mieliśmy dwa wyjścia.. Albo robimy operację teraz, ale Atos najprowdopodobniej by jej nie przeżył, bo był za słaby, albo czekamy do sierpnia, aż stan Atosa się poprawi.
Wybraliśmy drugą opcję. Chcieliśmy jak najwięcej czasu z nim spędzić. Trudne były te chwile.. Gdy usłyszałam wiadomość, że mój najwierniejszy Przyjaciel nie ma szans, nie mogłam się opanować.. Płakałam, serce mi kołatało jak głupie. Nie mogłam przyjąć tej wiadomości..
Postanowiłam walczyć razem z nim! Trwać do ostatniej chwili!
Codziennie znosiłam go na podwórko, żeby się załatwił, i leżałam z nim chwilę na zielonej trawie. Jeden dni były lepsze, drugie gorsze.. jednak walczyliśmy.. Starałam się dać mu podwójne szczęście. Chciałam, by chociaż przez chwilę mógł się poczuć, jak kiedyś. Szalony, zabawny Atosik.. Towarzysz całej rodziny.. Przyjaciel całego świata..
Kolejny dzień, zaczął się tak jak poprzednie. Wstałam rano, wyniosłam Atosa.. Załatwił się.
Zaniosłam go na trawkę w cień.. Usiadłam, a on położył łeb, na mooich kolanach i wpatrywał we mnie, swoje piękne migdałowe oczy. Nagle zaczął dziwnie oddychać. Dusił się. Nie wiedziałam co robić! Czułam się bezradnie. Szybko zadzwoniłam po siostrę, żeby i ona mogła się pożegnać z naszym Przyjacielem. To było straszne.. Nie mogłam mu pomóc! NIC NIE MOGŁAM ZROBIĆ!  ;(((
 ...

...

Odszedł....

...

Odszedł wśród Rodziny.. Do końca był z tymi, których kochał, których codziennie obdarowywał merdaniem ogona.. Niezliczoną ilością szczęścia.
Pochowany został tam, gdzie się wychował. W ogródku, pod drzewkiem czereśni.

Strasznie przeżyłam jego odejście. Wiem, że drugiego takiego psa nie będzie.. On był jak Anioł..
Żałuję tylko, że poświęciłam mu tak mało czasu..

Kochany Atosik, odszedł w wieku 7 lat.. Był mieszańcem cocker spaniela.. Najwspanialszy Przyjaciel..
Kocham Cię... Do zobaczenia... [*] Zawsze pozostaniesz w mojej pamięci, taki piękny i taki wspaniały....

















"Friends are angels who lift us to our feet when our wings have trouble remembering how to fly."